~ Amy*
Paring: Jikook (tak jakby... xD)
Rodzaj: One shot.
Tytuł: "Park Jimin"
***
Monotonia. Coś, czego tak bardzo nienawidzę, a z czym muszę żyć. Dzień w dzień to samo: pobudka, wyjście do szkoły, odliczanie czasu do końca lekcji, powolny powrót do domu, obiad, lekcje, kolacja, koniec dnia. I tak zawsze. Chcę się od tego uwolnić, ale nie wiem za bardzo, jak miałbym to zrobić. Chciałbym, aby coś się w końcu zmieniło. Aby coś sprawiło, że będę z uśmiechem wyczekiwał kolejnego dnia. Czy proszę o tak wiele?
Wstałem jak zwykle o te pół godziny za późno. Już nawet nie próbowałem udawać, że mi się spieszy, bo i tak byłem już spóźniony. Zebrałem jakieś czyste ciuchy z pokoju i ruszyłem powoli do łazienki.
Schodząc po schodach, usłyszałem, jak mama nuci sobie coś "pod nosem". Jakoś nigdy nie potrafiła śpiewać sobie po cichu. Wszedłem do kuchni, a przechodząc obok niej, ucałowałem ją przelotnie w policzek, mrucząc pod nosem powitanie.
- Kookie, znowu zaspałeś!
- Wiem - odpowiedziałem jedynie, wyjmując z lodówki karton mleka i upijając z niego jeden, sporawy łyk.
Ruszyłem do przedpokoju, zakładając po drodze bluzę. Kucnąłem, nakładając trampki na nogi.
- Skoro już i tak jesteś spóźniony, to zjedz przynajmniej śniadanie! - krzyknęła za mną kobieta, a ja jedynie pomachałem jej ręką i już mnie nie było.
Wchodząc do budynku szkoły, poczułem się od razu zmęczony. Wzdychając pod nosem wspiąłem się na drugie piętro i bez pukania wszedłem do sali, w której aktualnie odbywała się lekcja, na której powinienem być już od pół godziny.
Nic nie mówiąc ruszyłem w kierunku swojej stałej ławki, przy oknie, na końcu sali. Nauczyciel spojrzał się na mnie i pokręcił jedynie z dezaprobatą głową.
- Jak zwykle, pan Jungkook ustala sobie własne godziny, w których przychodzi do szkoły - mruknął zaczepnie, oczekując, że zacznę się tłumaczyć. Ale ja nawet nie zwróciłem na niego uwagi. Otworzyłem zeszyt, w którym zacząłem sobie od razu bazgrać.
Wychowawca odpuścił sobie dalszą konwersacje i wrócił do tematu lekcji.
Po sześciu godzinach miałem już dosyć. Większość moich znajomych po trzech pierwszych lekcjach zerwała się ze szkoły. A ja jak głupi siedziałem w ławce, czekając na ten cholerny dzwonek, który zwróci mi upragnioną wolność. I w końcu się doczekałem.
Z ulgą spakowałem książki i ruszyłem powoli do wyjścia ze szkoły. Już miałem sięgać po klamkę, kiedy poczułem, jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu.
Odwróciłem się powoli i moim oczom ukazał się nauczyciel Angielskiego. Dopiero co miałem z nim lekcje. Zmarszczyłem czoło, kiedy pomyślałem sobie, że może kazać mi zostać i sprzątać salę. Bo moja klasa nie potrafi się zachować i zazwyczaj zostawiają po sobie niezły bajzel, który ktoś przecież musi posprzątać. Modliłem się tylko, aby nie padło na mnie.
Wychowawca kazał mi iść za sobą. Z niechęcią zauważyłem, że kieruje się do sali, w której właśnie mieliśmy lekcje.
Jednak wchodząc do pomieszczenia zauważyłem, jak jeden z moich znajomych z klasy zamiata podłogę z papierów. Odetchnąłem z ulgą, po czym usiadłem w ławce, tak jak kazał mi wychowawca. Mężczyzna przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciwko mnie.
- Słyszałem, że znowu się spóźniłeś.
- Uhm - pokiwałem powoli głową, nie patrząc na niego.
Nauczyciel westchnął głośno, siadając wygodniej na krześle.
- Pokaż mi swój zeszyt.
Podniosłem natychmiast głowę, patrząc się na niego szeroko otwartymi oczami. Na lekcjach nigdy nie robiłem notatek. Zamiast tego siedziałem sobie i z nudów bazgrałem po niezapisanych kartkach. Mężczyzna kiwnął głową, pospieszając mnie. Jęknąłem, wyjmując zeszyt. Belfer wziął go do ręki i przekartkował powoli. Już po chwili miałem go z powrotem.
- Tak jak myślałem... Jungkook, zacznij się przykładać. Masz w sobie potencjał, to widać. Nie jesteś jak reszta, ale coś wyraźnie cię... blokuje.
Nie chciałem siedzieć tu i wysłuchiwać, co ma mi do powiedzenia. Naprawdę myślał, że jak palnie mi jakąś moralizatorską gadkę, to zacznę bardziej przykładać się do nauki? Ha, zabawne.
Nauczyciel, widząc, że w ogóle nie jestem zainteresowany tym, co mówił, westchnął w końcu, po czym wstał.
- Ech, zastanów się nad tym, młody. No, zmykaj już. Tym razem ci się upiekło.
Podniosłem się z siedzenia, podziękowałem mu, po czym, nareszcie, wyszedłem ze szkoły.
Sam nie wiem czemu, ale postanowiłem wracać do domu inną drogą niż zwykle. Ta prowadziła przez park. Maszerowałem powoli, patrząc się uparcie w swoje buty. Wbrew sobie, nie mogłem przestać myśleć o tym, co nauczyciel wcześniej mi powiedział. Mam potencjał. Ale do czego niby? Do nauki?Na tą myśl zaśmiałem się sam z siebie. I że coś niby mnie blokuje? Coś mnie powstrzymuje od nauki? Doskonale wiedziałem, co to było. Lenistwo. Codzienna monotonia, która naprawdę działała mi na nerwy.
Myślałem o tym, przechodząc koło małego placu w parku, kiedy nagle usłyszałem muzykę. Podniosłem głowę i rozejrzałem się zdziwiony dookoła.
I nagle go ujrzałem.
Ludzie zatrzymywali się naokoło niego, żeby pooglądać jego płynne ruchy. A on wydawał się nie zdawać sobie z tego sprawy. Tańczył na środku placu, nie zwracając uwagi na nikogo dookoła.
Nie wiem, czemu się wtedy zatrzymałem. No dobra, może i wiem. To, jak chłopak się poruszał, było niesamowite. Jakby był jednością z muzyką. Na jego ustach przez cały czas widniał szeroki uśmiech. Obserwując go, sam nawet nie zdałem sobie sprawy, że szczerzę się jak głupi do sera. Stałem tam chyba z jakąś godzinę. Jak zahipnotyzowany obserwowałem go, starając się nie mrugać, aby nie przegapić żadnego jego ruchu. Nie zwracałem uwagi na to, że przez cały czas mój telefon wibrował niemiłosiernie w kieszeni moich spodni. W tamtym momencie nic nie miało żadnego znaczenia. Nie wiedzieć czemu, obserwując tego chłopaka, poczułem się ogromnie szczęśliwy. W końcu ludzie zaczęli się rozchodzić, ale to nie dlatego, że znudził im się jego występ. Zaczęli się rozchodzić, ponieważ chłopak przestał tańczyć.
Nadal z uśmiechem na ustach podszedł do pobliskiej ławki, zabierając z niej bluzę, po czym najzwyczajniej w świecie ruszył w sobie tylko znaną drogę.
Nie pamiętam nawet, jak dotarłem do domu. Pamiętam jedynie to, że mama krzyczała na mnie przez cały czas, dramatyzując, że nie odbieram telefonu, a ona nie wie, co się ze mną dzieje.
Następnego dnia wstałem o dziwo wcześnie. Umyłem się, ubrałem i zszedłem na dół, uśmiechając się delikatnie. Stanąłem w progu kuchni. Mama robiła coś przy stole, kiedy nagle odwróciła się w moją stronę i krzyknęła głośno, wyrzucając w powietrze nóż do masła, który trzymała wcześniej w dłoni. Całe szczęście nóż opadł kawałek dalej, na podłogę. Kobieta złapała się za serce, opierając o stół.
- Boże, Kookie, nie strasz mnie tak! I co ty tu w ogóle robisz o tej godzinie? - spytała, patrząc się na mnie z niedowierzaniem. Przeniosła spojrzenie na zegar, który wskazywał siódmą trzydzieści, rano. Po chwili z powrotem na mnie spojrzała, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Zaśmiałem się głośno, po czym podszedłem do niej i cmoknąłem ją w policzek.
- Spadam już - oznajmiłem, po czym złapałem swój plecak i wyszedłem z domu.
Lekcje mijały mi wyjątkowo długo. Siedziałem, z niecierpliwością zerkając co chwila na wyświetlacz telefonu. Aż w końcu rozbrzmiał dzwonek, oznajmiający koniec lekcji. Jako pierwszy prawie wybiegłem z sali lekcyjnej.
Chciałem coś sprawdzić.
Wracałem do domu tą samą drogą, co wczoraj. Starałem się nie podskakiwać z podekscytowania. Ciekaw byłęm, czy chłopak dziś też tam będzie.
Dotarłem w końcu na plac, jednak nikogo tam nie było. Zagryzłem wargę, przysiadając na ławce. To był tylko jednorazowy występ? Przymknąłem oczy, przypominając sobie wczorajsze zdarzenie. To było coś... niesamowitego. Te płynne, zwinne ruchy. To, jak chłopak uśmiechał się, kiedy tańczył. Nie potrafiłem słowami opisać tego uczucia, które mnie ogarnęło, obserwując go. Otworzyłem ze zrezygnowaniem oczy, kiedy nagle go zauważyłem. Szedł w stronę placu, a raczej skakał. Poczułem, jak po moim ciele rozpływa się ciepło. Chłopak przystanął przy ławce, zdejmując bluzę z ramion. Wyjął z kieszeni spodni telefon i przez chwilę stał nieruchomo. W końcu z głośnika rozległa się głośna, hip-hop'owa muzyka. Nieznajomy uśmiechnął się szeroko i zaczął swój występ.
Chociaż nie wyglądało to jak występ. Bardziej jak trening, czy coś w tym stylu.
Obserwowałem go, nie podnosząc się z ławki. Nie obchodziło mnie, czy ktoś uzna mnie za świra. Nie mogłem powstrzymać się od patrzenia na niego. Był niesamowity.
I tak minął mi kolejny tydzień. Ale nie było jak zawsze. Wstawałem wcześnie rano, i z uśmiechem na ustach witałem się z mamą, która nadal nie mogła przyzwyczaić się do tego, że tak wcześnie jestem na nogach. W końcu zacząłem jadać z nią śniadania. I czasem, kiedy schodziłem do kuchni i słyszałem, jak śpiewa, dołączałem do niej.
W szkole... Nie można powiedzieć, że nagle zaczęło mi dobrze iść. Ale zacząłem robić notatki, co nie uszło uwadze nauczycielowi od Angielskiego. Raz, kiedy wszyscy wychodzili z sali, mężczyzna zatrzymał mnie.
- Widzę, że nareszcie udało ci się przełamać - oznajmił jedynie, po czym uśmiechnął się do mnie i wyszedł z sali.
A ja, codziennie po lekcjach szedłem powoli w stronę placu. Nie spieszyło mi się, bo zawsze i tak przychodziłem wcześniej. Siadałem na swojej ławce, bo tak zacząłem ją nazywać i... czekałem. Nie nudziło mi się. Obserwowałem park, wszystko, co się działo dookoła, i miałem wrażenie, że dostrzegam więcej rzeczy niż zwykle.
To było... niesamowite.
To, co się ze mną działo. To, że od czasu, kiedy ujrzałem tego chłopaka nie mogłem przestać się uśmiechać. To, że miałem ochotę skakać, tańczyć i śpiewać w tym samym czasie. Teraz każdy dzień zdawał się różnić. Coś się stało, coś, co w końcu przerwało tą nieznośną monotonię.
Tyle szczęścia sprawiało mi obserwowanie, jak ten chłopak tańczy. Obserwując go codziennie, miałem wrażenie, jakby moje życie nabierało kolorów. Jego uśmiech zawsze rozświetlał jego oczy. Może i to zabrzmi dziwnie, ale wreszcie poczułem, że żyję.
Szczerze mówiąc, nie czułem jakiejś ogromnej potrzeby poznawania go. Wystarczyło mi samo to, że mogłem go codziennie obserwować.
Pewnego dnia, kiedy skończył swój występ, przyszli jego znajomi. Wtedy dowiedziałem się, jak się nazywa.
- Yah, Park Jimin, jak śmiałeś mnie zostawić samego?! Twój brat to mały diabeł!
Park Jimin.
Zawsze pragnąłem, aby coś się w końcu stało. Coś, co zmieni moje życie. Nie spodziewałem się, że to 'coś', zmieni się na 'ktoś'.
Park Jimin sprawił, że z uśmiechem zacząłem wyczekiwać kolejnego dnia. Tchnął we mnie życie.
Uratował mnie.
Aw~ Slodki ten shocik^^ Fakt, w sumie ciezko nazwac go yaoi, ale fajnie Ci to wyszlo^^
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze szanownej Pani Ookami powroci niedlugi wena i razem cos stworzycie^.-
Hwaiting!
Kiri^^
Omo, dziękuję <3 Nie ma to jak pisać na ostatnią chwile XD I też mam nadzieję, że wróci wena, bo sama nie dam rady ;;
UsuńZ nudów zaglądam widzę opo... mrrrry *-*
OdpowiedzUsuńJuż nawet nie musicie mi pisać że coś dodałyście xD
Yey komentarzowy spamik ^^ dzisiaj jest wszystko dla mnie takieeee kochane *3* to też było kochane no bo Kookie tak fajnie na wszystko reaguje i jego przemyślenia są naprawdę bardzo dobrze napisane ^^ zawsze cie chwaliłam że dobrze opisujesz emocje ale teraz naprawdę przeszłaś samą siebie ^^ bardzo miło mi się to czytało i nawet już nie jestem śpiąca xD dobra lecę pisać komentarze dalej ^^
OdpowiedzUsuń