~ Amy*
ps. Pamiętajcie, że cała muzyka jest u Nas na blogu ^^
Paring: JiKook
Rodzaj: One shot
Tytuł: My Story
Muzyka: The Scientist - Coldplay (cover by Jessica Allossery)
프롬(FROMM) '후유증 (feat.민현 of NU'EST)'
Changsub (BtoB) - After The Love (cover)
Luhan - Tian Mi Mi
***
Wierzyliście kiedykolwiek w miłość od pierwszego wejrzenia? W to magiczne zjawisko, kiedy widzisz tą osobę po raz pierwszy i już właściwie wiesz, że to ta jedyna osoba, którą kiedykolwiek prawdziwie pokochasz?
Ja nigdy nie zaprzątałem sobie tym głowy. Nigdy nie myślałem, że coś takiego może spotkać właśnie mnie.
Wysiadając z samochodu, spojrzałem w jego stronę i w tej jednej sekundzie wszystko się zmieniło.
Nadal pytam siebie, dlaczego w to brnąłem. Odpowiedź jest zawsze czysta i oczywista - wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak to się skończy.
Zawsze byłem osobą raczej zamkniętą w sobie. Ciężko było nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt. Ale wystarczyło jedno jego spojrzenie, żebym otworzył się przed nim. Nie mogłem tego powstrzymać. To się po prostu... działo.
Za każdym razem, kiedy go widziałem, moje serce wykonywało szaleńczy taniec, starając się wydostać z klatki piersiowej, która je więziła. To było coś... niesamowitego. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś podobnego i teraz już wiem, że nigdy więcej nie poczuję.
Wszystko się zaczęło właśnie od tego pierwszego spojrzenia.
Dopiero potem odkryłem, że to zjawisko nazywa się "miłością od pierwszego wejrzenia".
Wiedziony cichym instynktem przekręciłem na bok głowę i napotkałem jego wzrok. Miał zaskoczoną minę. Ja też byłem zaskoczony. Jednak po chwili na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech, co wywołało u mnie szybszy puls. Spuściłem wzrok, naciągając czapkę z daszkiem bardziej na twarz, starając się nie pokazywać, jak bardzo jestem speszony.
Niedługo potem dowiedziałem się, jak się nazywa.
Park Jimin.
To imię wywoływało przyjemne mrowienie w brzuchu. Na dźwięk tych dwóch, prostych słów, denerwowałem się, nie wiedząc, co powiedzieć ani zrobić. Z resztą, nadal tak jest. Ale teraz to uczucie nie jest ani trochę przyjemne jak kiedyś było.
Pierwszy dzień w nowym domu minął mi całkiem szybko. W biegu zdarzeń zdążyłem nawet zapomnieć o chłopaku i jego przeszywającym wzroku, Jednak nie na długo. Następnego dnia znowu się pojawił. Co w sumie nie było dziwne, przecież od tamtego dnia mieliśmy mieszkać naprzeciwko siebie. Wystarczyło, że zobaczyłem jego małe, ciemne oczy, a wszystko do mnie wróciło, ze zdwojoną siłą.
Szczerze mówiąc, nie pamiętam, czy się sobie przedstawialiśmy. Nie było z resztą takiej potrzeby, ponieważ ja znałem jego imię, i o dziwo, on znał też moje. Nigdy się nie dowiedziałem, skąd je znał. Po prostu tak było.
Z dnia na dzień zbliżał się coraz bardziej - do mnie i do mojego zamkniętego na wszystko i wszystkich serca. Chociaż teraz, jak tak sobie o tym myślę, to chyba już dawno był w moim sercu, tylko nie zdawałem sobie z tego sprawy.
Dni mijały nam powoli.
Z jakiejś niewiadomej przyczyny wiedziałem doskonale, co do mnie czuje. Widać to było w jego delikatnych ruchach, gestach, w jego ciemnych, błyszczących oczach, kiedy ciągle na siebie zerkaliśmy. Oboje to czuliśmy. Mogło się to wszystko skończyć tak dobrze... Bez tego całego bólu i cierpienia.
Teraz narzekam, ale sam siebie na to wszystko skazałem.
Siedzieliśmy na trawie, obserwując chmury powolnie płynące po niebie. I wtedy to powiedział. Te dwa słowa, na których dźwięk urosła mi ogromna gula w gardle. Te dwa słowa, na myśl o których teraz za każdym razem mam łzy w oczach.
"Kocham Cię"
Powiedział to tak, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie. Potem spojrzał na mnie, uśmiechając się delikatnie. Nigdy nie zapomnę tego uśmiechu. Uśmiechał się tak tylko dla mnie.
Myślę że wtedy zrobiłem ten błąd. Gdybym wtedy postąpił inaczej, to sprawy potoczyłyby się całkiem innym torem. Ale skąd mogłem wiedzieć?
Tak więc, przyjąłem jego uczucia. Powiedziałem, że "w porządku". Nie wiem, dlaczego nie powiedziałem mu, że też go kocham. Bałem się? Nie wiedziałem jak? Tak czy siak, nie zrobiłem tego. Ale jemu to chyba nie przeszkadzało. Rozumiał.
Byliśmy razem.
Sam nie wiem czeemu, ale myśl o tym, że jestem z nim, napawała mnie... strachem? Nie wiedziałem, co mam robić. Nie wiedziałem, czego on ode mnie oczekuje. Kochałem go. I tylko tego byłem pewien, chociaż właściwie nigdy mu tego nie wyznałem.
Był dla mnie dobry. Delikatny. Wiedział, że jest mi trudno, bo nigdy z nikim nie byłem. A jednak... to, że rozumiał, nie wystarczyło.
Nie wiem, dlaczego taki byłem. Może strach przejął nade mną kontrolę? Naprawdę nie wiem. Teraz nienawidzę siebie za to, ale to i tak nic nie da. Nic już tego nie zmieni.
Z dnia na dzień byłem dla niego coraz bardziej oschły, chociaż moja miłość do niego z dnia na dzień rosła coraz bardziej. Jednak nie potrafiłem wyrażać swoich uczuć, ani słowami, ani czynami.
Teraz zastanawiam się, jak bardzo musiałem go ranić? Za każdym razem, kiedy chciał mnie przytulić, odsuwałem się. Kiedy chciał mnie łapać za dłoń, chowałem ręce do kieszeni. Kiedy chciał porozmawiać, mówiłem, że nie mam czasu.
Nienawidzę się.
I tak mijały nam dni. On, nadal z uśmiechem na twarzy, mówił mi, że mnie kocha, chodził za mną, wspierał mnie. A ja? Jak mu się odwdzięczałem? Raniłem go każdego dnia coraz bardziej.
Nienawidzę się za to.
Pewnego dnia oznajmił mi, że się wyprowadza. Tak po prostu. Miał uśmiech na twarzy. Ten sam, co zawsze. Powiedział, że to nic nie zmieni. Że to nie zmieni jego uczuć do mnie. Nie słuchałem go. Jedyne, co byłem w stanie powtarzać sobie bezustannie w myślach to to, że... wyjeżdża. Nie mogłem w to uwierzyć. Nie mogłem uwierzyć w to, że nie będzie go u mojego boku. Zawsze był. Zapomniałem już o tych czasach, kiedy go nie było. Tamte czasy wydawały się nie istnieć dla mnie. Ale już niedługo miałem być znowu sam.
Nic mu nie odpowiedziałem. Najzwyczajniej w świecie poszedłem do domu.
Nienawidzę się.
Nie rozumiem, dlaczego ciągle miałem beznamiętny wyraz twarzy. Nie rozumiem, dlaczego nie powiedziałem mu, żeby został. Bo on dał mi wybór.
Stał przed samochodem. Patrzył się na mnie z tym niezmiennym uśmiechem na twarzy. Jednak coś się zmieniło. Jego oczy. Jeszcze nigdy nie widziałem u niego tak smutnego spojrzenia, pomieszanego ze łzami. Pierwszy raz widziałem w jego oczach łzy.
Stał tam i patrzył się na mnie ze smutkiem.
"Powiedz tylko jedno słowo, a zostanę."
Wiedziałem, co chce usłyszeć. Wiedziałem, że chodziło o dwa słowa, a nie jedno. Wiedziałem, że gdyby je usłyszał, zostałby. Przytuliłby mnie mocno, całując i szepcząc, że nigdy mnie nie zostawi. To wszystko mogło się tak pięknie skończyć.
Poczułem, jak coś ściska mi gardło. Otworzyłem usta. W jego oczach zabłysła nadzieja.
"Żegnaj."
Błysk nadziei zniknął tak szybko, jak się pojawił. Jednak uśmiech nadal trwał.
Kiwnął głową, wsiadając do samochodu.
Ruszył.
Nagle usłyszałem krzyk. Spojrzałem w jego stronę. Jego głowa wystawała z bocznego okna. Machał do mnie, uśmiechając się szeroko i krzycząc te dwa słowa, które na zawsze pozostaną w mojej pamięci.
"Kocham Cię."
Stałem tak i machałem, sam nie wiem, jak długo. Wiedziałem, że tego dnia będzie padało. Tak więc, kiedy poczułem pierwsze, zimne krople deszczu na twarzy, nie zdziwiłem się. Stałem tam, moknąc i machając, chociaż samochodu już dawno nie było widać. W końcu ktoś zabrał mnie do domu. Nie wiem, kto to był. Ktoś zaprowadził mnie do łazienki, żebym się wysuszył.
I wtedy spojrzałem w lustro, dostrzegając potok łez płynący po mojej twarzy.
Nawet wtedy, kiedy ta osoba pomogła mi wysuszyć włosy, łzy nadal płynęły. Ktoś dał mi koc, abym się okrył, bo byłem cały przemarznięty.
I w końcu ten ktoś zostawił mnie samego.
Wtedy z moich ust wydobył się szloch.
Osunąłem się powoli na podłogę, kuląc się pod kocem. Na dworze deszcz bębnił głośno o szyby, słyszałem go ciągle.
Siedziałem, szlochając. Nie wiem, czy ktoś mnie słyszał. Nawet jeśli ktoś słyszał, to nikt nie przyszedł. Pomiędzy głośnym szlochem dało się słyszeć cichy szept.
"Kocham Cię..."
Z każdym razem wypowiadałem te słowa coraz pewniej, nadal szlochając. Jednak to nic nie zmieniło. On wyjechał. A jak idiota pozwoliłem mu to zrobić. Chciał, żebym go zatrzymał. Jednak tego nie zrobiłem.
Od tego wydarzenia minęły lata. Jednak nadal budzę się co rano z płaczem, szepcząc te dwa słowa.
Słyszałem, że znalazł sobie kogoś. Ktoś mi kiedyś pokazał ich zdjęcie. Wyglądał na szczęśliwego. To powinno mi pomóc, prawda? Powinienem się cieszyć, że odnalazł szczęście, prawda?
A jednak nie potrafię tego zrobić. Bo ON powinien być u mego boku. To ze mną powinien być szczęśliwy.
Ale nie mogę winić nikogo innego poza sobą.
Nienawdzię się.
Nienawidzę się za to, że wtedy, dawno temu, odwróciłem głowę w jego stronę. Spojrzałem mu w oczy.
Ninawdizę się za to, że tak po prostu pozwoliłem mu zamieszkać w moim sercu.
Nienawidzę się za to, że nie mogę o nim zapomnieć.
Ale prawda jest taka, że nienawidzę się najbardziej za to, że nie powiedziałem mu, co do niego czuję.
Nienawidzę się za to, że nigdy mu nie powiedziałem tych dwóch, najważniejszych słów. Nie będę usprawiedliwiał swoich czynów, bo nie da się ich usprawiedliwić. Po prostu tego nie zrobiłem. Nie ppotrafiłem wypowiedzieć tak prostych słów.
"Kocham cię."
"Czas leczy wszystko, wszystko, oprócz prawdy."
Na początku myślałam, że to bd kolejny słodki, wręcz do pożygu fluff, ale spotkało mnie mile zaskoczenie^^
OdpowiedzUsuńCo prawda, ten ff nie powala na kolana, ale przyjemnie się go czytało i ciesze się, że miał w sobie coś z angsta^.-
No nic laski, życzę wam spokojnych, wesołych i smacznych świąt^^ oby były obfite w wyborne jedzonko i pokłady weny xp
Kiri^^
Powiedz mi, dlaczego ja się poryczałam? Ja nigdy nie ryczę na filmach (wyjątek: Hachiko) ani coś czytając (wyjątek: gdy Correspondance des Arts by ShizukaAmaya dobiegło końca, a to było naprawdę piękne, twórcze i wzruszające). A tu teraz się poryczałam, nie wiadomo dlaczego. Magia Wielkiej Nocy czy cu? Może to trochę przez tą muzykę w tle, idealnie dobrana. Ja mam tak, że jak czytam, to widzę to jak film, wyobrażam sobie, a w filmie muzyka w tle, pożegnania... Może to też przez realność słów... Przez tą prawdę którą tu przekazałaś. Jeden drobny czyn, którego nie zrobiliśmy mimo powinności i potem nienawiść do siebie przez całe życie, ból i smutek... Lub, jak częściej się zdarza, zrobiliśmy jakiś mały czyn, którego nie powinniśmy. Ale nawiązując do tekstu, Kookie nie potrafił wydobyć z siebie tych dwóch słów i pozwolił odjechać osobie, którą kochał. A to, że jest szczęśliwy z inną osobą, boli jeszcze bardziej, choć będąc empatycznym, powinniśmy się cieszyć... Ale równie dobrze Jimin wcale nie musi być szczęśliwy, tylko jak zwykle prezentować się radosnym, z uśmiechem na ustach...
OdpowiedzUsuńAle mnie na mądrości wzięło...
Ten shot naprawdę mi się spodobał. Wzięło mnie ma mądrości - to jest najlepszy dowód na to, że ten angst ci świetnie wyszedł.
Mam do Ciebie prośbę *klęka na kolana i składa ręce (a do kościoła dopiero ze pół godziny)* Napisz do tego shota dodatek Jimin POV. Błagam <3 Chcę poznać jakie według Ciebie uczucia siedziały przez ten czas w Jiminie. Chcę zobaczyć, czy mu przeszło, czy nadal pragnie Kooka i jak się czuł gdy on niemo wołał o zatrzymanie go przy sobie, a Jungkook powiedział "Żegnaj". I to, gdy pierwsyz raz się spotkali, i jak pierwszy raz powiedział że go kocha... Chcę to zobaczyć(przeczytać) i sory że tak od końca zaczęłam. Moja jedyna prośba do cb <3 PROSZĘ PROSZĘ PROSZĘ <3
Nie wiedziałam, że taki długi wyjdzie *.*
UsuńMożesz być z siebie dumna. Długie komentarze piszę tylko Shizuce, bo jest co komentować i też mnie zawsze na mądrości bierze. Jesteś pierwszą osobą (nie licząc Shizuki) po której ff wzięło mnie na mądrości... (ona tez zawsze wstawia muzykę wśród tekstu, więc ja filmy piękne kręcę w głowie :P)
Naprawdę moższ być w siebie dumna.
Ja Ci mówię, to magia Wielkiej Nocy.
Na samym początku chcę powiedzieć, że cieszę się, że się podobało. Serio, to miłe, kiedy ktoś docenia twoją pracę.
UsuńI szczerze mówiąc, nawet mi do głowy nie przyszło, że ktoś chciałby, żebym napisała z perspektywy Jimina... To miłe i w ogóle, ale nie potrafię tego napisać. Naprawdę, chciałabym, uwierz mi. Jednak nie mogę.
Czuję się przez to źle, bo chyba naprawdę chciałaś, abym to napisała... Wybacz, ale nie potrafię tego zrobić.
Może i to głupie, ale chciałabym, aby ta historia pozostała taka, jaka jest. Jeszcze raz, wybacz.
~ Amy
Jejku no ;^; *wdech wydech* eLJot uspokój się nie płacz mama wciąż jest w domu ;^; nie płacz no... okej okej już w porządku. A może jednak nie ;^; okej daj mi chwilę bo mój mózg umiera od natłoku emocjów ;^;
OdpowiedzUsuńNie ma to jak pisanie kompletnie nie zorganizowanych komentarzy no ale
co ja mam zrobić jak coś jest aż tak piękne ;^; Co wy ze mnom robicie noooo? ;^;Jezuu Kookie wkurzyłeś mnie przecież on cię kochał ty kochasz go naprawdę mogłeś cokolwiek powiedzieć jejkuuuuuuuu ;^; mój biedny mały Jiminnie ;^; tak cię zostawił, prawda? Tak ja też nie wiem czemu on to zrobił ;-; chodź tu do mnie Jimminie wypłacz mi się w ramię ty Kookie też tu chodź ;^; *now kiss* ale nie kissną się ponieważ mieszkają daleko od siebie i płaczą po nocach ze swojego powodu :c Jiminnie sobie kogoś znalazł prawda? Myślisz że się pogodził z twoim odejściem? Bo ja myślę że nie ;^; on tylko próbuje się jakoś wyleczyć ale nigdy nie będzie mógł ;^; to straszne
UsuńPłacze gdzie ja nigdy nie płacze. Piękne poprostu cudo.No niewiem co powiedzieć poprostu rycze.
OdpowiedzUsuńPłacze gdzie ja nigdy nie płacze. Piękne poprostu cudo.No niewiem co powiedzieć poprostu rycze.
OdpowiedzUsuń